w latach 90. był nadawany w telewizji publicznej serial o nazwie "pokój 107". pankracy, sokółka, to tylko niektóre hasła-wytrychy. "ireneusz, piękne imię - tylko ja tutaj pana nigdzie nie mam" - tak rozpoczyna się pierwszy odcinek serialu, który prawdopodobnie zdefiniował moje pojęcie akademika, konfrontacji wieś-miasto i szaleństwa (Pankracy). jeden z odcinków dostępny na dole strony.
kilka dni temu wprowadziłem się do pracowniczego budynku, który posiada 238 apartamentów i jest największym graczem na rynku wynajmu. dostałem dzielony pokój z młodym strażakiem z nowej zelandii, który okazał się również moim współpracownikiem w ośrodku narciarskim. życie i praca z osobą z przydziału zapowiadała się dużym wyzwaniem dla mnie, jednak musiałem przyjąć tą propozycję, po prostu nie miałem innej opcji. wytrzymałem mniej niż tydzień, dzień po dniu dochodziłem do wniosku, że właściwie mój pracodawca mógłby przydzielić mi Jezusa Chrystusa do mojego pokoju, to i tak bym nie podołał. osoba odpowiedzialna za sprawy socjalne okazała się mieć dalekie polskie korzenie i również okazała się absolutnie złotą osobą - wykonałem do niej telefon, który był jedyną moją szansą i najzwyczajniej na świecie poprosiłem ją o pomoc. efekt okazał się przewyższyć jakiekolwiek oczekiwania - dostałem ten sam wymiarowo apartament, w spokojnej części, blisko ciecia, blisko wyjścia, z jasnym dywanem, wanną, za przystępną cenę...klękajcie narody! po kilkutygodniowej tułaczce, kilku łóżkach, kilku kuchniach, mam swoje miejsce.
zgadnijcie jaki mam numer apartamentu?
ostatnio rozpocząłem również pracę w ośrodku narciarskim. tak jak napisałem wcześniej, mam pół etatu, jednak pojawiła się szansa na dodatkowe godziny, którą skwapliwie wykorzystałem. przez ostatnie 3 dni byłem "uniwersalnym żołnierzem":
ustawiałem płoty na stoku, zdjęcie dostępne na dole strony.
pomagałem w budowie specjalnych "zjeżdżalni" mających na celu składowanie większych ilości śniegu w jedno miejsce, który był później dostarczony na stok. opady śniegu były ostatnio bardzo wysokie, odnotowano jakieś rekordy, na wysokości ok. 2000 m mieliśmy zaspy do pasa, co utrudniało pracę, w ciągu 3. dnia poczułem się totalnie "wypłukany" fizycznie, co zdarzyło mi się ostatnio podczas lekcji surfingu w nowej zelandii. dodać do tego moją warzywną dietę, skończyło się na tym, że nie mogłem zasnąć ze zmęczenia. takie są efekty jeśli ktoś chcę dobrze wejść w rytm pracy, siła natury po raz kolejny dała mi klapsa.
wypruty energetycznie, tym bardziej byłem zadowolony z mojego nowego miejsca egzystencji.