Calgary z widoku lotniska wyglądało jakby zostało wybudowane 10 minut przed moim przylotem - położone na płaskim terenie, uderza monumentalnością i oznajmia wielkość ludzkiej cywilizacji, zdolnej do postawienia wysokich budynków na kompletnym pustkowiu. możnaby dojść do konkluzji, że WYGRYWAMY, myśl ludzka potrafi zmaterializować się w taki sposób. jednak dojechałem do miasta vanem, który był w stanie pomieścić ok. 10 osób, tym razem jechał nim tylko mój współpasażer i ja. ciężki samochód wożący powietrze. WYGRYWAMY? dojechałem do hostelu, w którym miałem spać (w końcu), by następnego dnia rano się obudzić i zjeść wliczone w cenę noclegu śniadanie. banany, naleśniki, kawa - takich rarytasów nie było mi doświadczyć w żadnym hostelu, ani w nowej zelandii, ani w islandii. mająć kilka godzin do mojego wymeldowania, korzystałem skwapliwie z internetu, by pozałatwiać stare, z tamtego świata sprawy - takie jak np. paczka z islandii do polski z moimi sentymentalnymi rzeczami. po wymeldowaniu, pani z recepcji była na tyle wspaniałomyślna że pozwoliła mi zostawić główny bagaż do późnego wieczora za darmoszkę, jako że o północy miałem autobus z calgary do miejsca ostatecznej destynacji - JASPER. jednak przedtem musiałem załatwić kilka spraw w mieście olimpijskim, gdzie zadebiutowali jamajscy bobsleiści w 1988r. zacząłem od pojścia do Social Service Canada, gdzie miałem sobie wyrobić social insurance number (SIN), co okazało się bułką z masłem, urząd nie grzeszył niegościnnością, nie grzeszył nieprzyjazną postawą urzędnika do petenta (wiem że trudne). budynek mieści się przy chińskiej dzielnicy, co okazało się dobrym miejscem na przeprowadzenie pozostałej części interesów, jak kupno karty telefonicznej, w biurze operatora zostałem skrupulatnie obsłużony przez chińskiego młokosa, który odpowiadał na każde moje pytanie i pomógł mi w wyborze oferty, która była ogromna jak populacja chińczyków...zachęcony profesjonalnością, zostałem w dzielnicy, gdzie zjadłem chińskie pierogi z krewetkami i z czymś jeszcze - nie pamiętam, do tego miałem zupkę z czegoś, nie jestem dobry w kulinariach, fakt faktem że zupka mnie zrelaksowała, w tych ciężkich i wymagających czasach. na deser zjadłem ciepłe chińskie bułeczki z czerwoną fasolą oraz z serem białym, to wszystko za przyzwoitą, chińską cenę. następnie udałem się do hali targowej, już poza chińską dzielnicą, gdzie szukałem nowego ubranka do mojego laptopa, próba wyprania oryginalnego pokrowca zakończyła się wyrzuceniem tegoż do islandzkiego jeszcze śmietnika. pokrowiec kupiłem od libańskiej sprzedawczyni, z którą miałem przyjemną konwersację nt. jej brazylijskich korzeni i polskiej emigracji do kanady 20 lat temu. szwendałem się po mieście jeszcze trochę, jednak w tym wszystkim musiałem się jeszcze skupić, bo została mi ostatnia ekscytująca sprawa do załatwienia - konto bankowe. po małych problemach, bank HSBC chciał mi wydać proste konto bez karty bankomatowej i bankowości internetowej jako że miałem zostać w CA tylko rok... inny bank również mi odmówił, natomiast kolejny już mnie prosił o założenie konta, polecam TD CANADA TRUST (jak narazie). Po wykonaniu założeń, zrobiłem małe zakupy w aptece, zacząłem cierpieć na suchość skóry i ust, prawdopodobnie wynik lotu samolotem. miałem serdecznie dosyć wszystkiego, super zmęczony znalazłem się w dzielnicy artystowskiej, w której znalazłem klimatyczny klub PALOMINO, gdzie spędziłem następne kilka godzin, za kawę zapłaciłem tylko napiwkiem, wychodzi na to że to lokalny zwyczaj. nabrałem trochę siły i ruszyłem na włóczegę-improwizację bez mapy, czyli to co tygryski lubią najbardziej, co robiłem dzień w dzień w lizbonie swego czasu. znowu zdałem się na mój wbudowany wewnętrznie kompas. okazało się że downtown calgary jest dosyć łatwym do ogarnięcia miastem, podział na ulice (avenues) ułatwił sprawę. nie oznacza to, że uniknąłem wejścia w śliskie dzielnice, w jednej z nich zjadłem tanią obiadokolację. mijałem dużo podejrzanych elementów, przed czym przestrzegał mnie przy jednej okazji mój brytyjski kolega. zmęczony ewentualnymi przygodami, chciałem bezpiecznie wrócić do hostelu, wziąć prysznic, co nie było do końca fair, jako że się wymeldowałem z niego, pomimo tego zrobiłem to zgodnie z planem, zorganizowałem swoje bagaże na nowo, i zadzwoniłem po taksówkę, noszenie tych plecaków i jazda miejskim autobusem to była ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę po całym, wymagającym dniu. dojechałem na dworzec, wsiadłem do autobusu i ruszyłem ku ostatecznej destynacji.