bedzie krotko i pogladowo. podroz minela w miare plynnie, zaczela sie we wtorek super rano, skonczyla w czwartek - o 12.00 rano bylismy w hostelu. nie obylo sie bez spiny, przed samym wylotem z londynu do seulu, dowiedzielismy sie o trzesieniu ziemi i tsunami, ktorym zagrozona byla (jest) NZ.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7093561,Trzesienie_ziemi_i_Tsunami_na_Pacyfiku__Sa_ofiary.html
slabo. za to podbudowal mnie widok naszego B 747-400 z czteroma silnikami - locha, jednym slowem.
w samym samolocie spoko jedzenie, zwlaszcza obiad, pozniej przesiadka godzinna w seulu, zmiana samolotu, i juz lot do NZ, z bogata oferta debilnych amerykanskich filmow on board. po 24 h lotu, sfatygowani, pojawilismy sie na lotnisku, gdzie sprawdzalismy fakty i mity nt. security control of kiwi, skonczylo sie na rutynowej rozmowie.